wtorek, 12 sierpnia 2014

Gdy dziennikarz portalu Onet zabrania Ci jeść... bo niezdrowe!

Przy porannej kawie sprawdzam skrzynkę i odpisuje na maile. Dziś zajrzałam też na jakże popularny portal o wszystkim i o niczym Onet. Nie mówię, że jest zły. Często sama czytam, ale... Tak wiele uczelni kształci tysiące dziennikarzy. Mają dobrze pisać, ale czy z sensem. Nie szkoli się ich chyba w konkretnych dziedzinach by mogli o nich pisać? Mniejsza z tym. Nieważne czy się zna, czy nie. Ważne by artykuł był kontrowersyjny. 



Nie dajmy się zwieść artykułowi. "Najbardziej trujące jedzenie - tego nie jedz" - dotarłam, "aż" do drugiej strony, bzdur nie czytam dalej. 

Pozwolę sobie zacytować: "Jeśli na jutrzejsze śniadanie zaplanowałeś kanapkę z szynką czy nawet delikatesowym chudym indykiem oraz żółtym serem – przemyśl swój wybór jeszcze raz. Salami, szynka i inne wędliny to pożywienie wyjątkowo złej jakości. Nafaszerowane sodem, zrobione z mięsa zwierząt hodowanych na hormonach i antybiotykach, mocno konserwowane azotanami. Jakby tego było mało, może dodatkowo zawierać chemiczne barwniki. Wybieraj więc zawsze świeże mięsa – jak wołowina, indyk czy kurczak – lub też tuńczyka z naturalnych łowisk." (http://gotowanie.onet.pl/galerie/najbardziej-trujace-jedzenie-tego-nie-jedz,1353,obraz,2.html). Jako wykształcony zootechnik, a właściwie dyplomowany producent pasz i doradcza żywieniowy nie mogę obok tego przejść obojętnie (choć zazwyczaj przechodzę - takie steki bzdur dosyć często się widuje w naszych mediach). Konserwanty, barwniki... OK! Jeśli jest napisane na opakowaniu wędliny, to kupujesz o ile chcesz i smacznego. Pytam się tylko jaka różnica jest w zawartości szumnie negowanych hormonów i antybiotyków w moim plasterku na kanapce, a w "świeżym" mięsku? Żadna! Że co? Że niby do wędzarni idzie to nafaszerowane sztucznością, a do chłodni to bez? Nie dajmy się oszukać...

Polskie i Europejskie prawo paszowe jest dosyć zagmatwane, często się zmienia. Głównie (ale nie zawsze) dla naszego dobra. Nie bójmy się słowa antybiotyk. Antybiotyki to nic innego jak produkty przemiany materii mikroorganizmów. To tak samo jak człowiek wydziela pot. Z 130 możliwych do zastosowania w żywieniu zwierząt w Polsce dostępnych jest jedynie kilka (tak kilka!). Są to substancje W PEŁNI przebadane i stale kontrolowane. Inspektorat Weterynarii, aż do przesady pilnuje tego co i jak. 

Jedynymi możliwymi od stosowania antybiotykiami są: bacytracyna, tylozyna, flavomycyna, avoparcyna, avilamycyna, sainomycyna oraz kokcydiostatyki, które posiadają 5 dniowy okres karencji, czyli przed ubiciem kurczaka (bo właśnie im się je podaje przeciw kokcydiozie) hodowca musi zrezygnować z podawania i dopiero po tym okresie, gdy to substancja ta jest wydalona z organizmu może go oddać do ubojni. 

Zafałszowania? Naprawdę wierzycie, że producent, który przez 6 tygodni tuczu wyhodował KILKA TYSIĘCY kurcząt będzie ryzykował wykrycie niedozwolonej substancji w choć jednej tuszce? Nie zarobi, otrzyma zwrot, który będzie musiał oddać do utylizacji i za to jeszcze zapłacić, a rzeźnia zerwie z nim kontrakt na kolejne dostawy, które właśnie już rosną w kurniku.

Dlaczego się boimy? Bo nie wszyscy są biologami, bo nie ufamy producentom. Ok, jedzmy ekologiczne mięsko, jestem za. Sama kiedyś chciałabym mieć takie małe gospodarstwo ekologiczne (tak jestem wieśniakiem i to lubię). Tylko zapłaćmy za to odpowiednią cenę, aby hodowca w razie choroby, na którą ekologicznie nie szczepił swoich zwierząt mógł odbudować stado i dalej hodować dla nas mięsko. 

Reasumując, będąc w sklepie, gdy wahamy się czy kupić piękną staropolską wędzoną szynkę, czy schab na kotleciki nie kierujmy się onetowskim bełkotem i weźmy to na co mamy ochotę, bo jeśli coś tam ma być, o ile w ogóle może to będzie i tu i tu. 

1 komentarz:

  1. Zgadzam się :)
    Nie znam się na hodowli i paszach, ale zgadzam się z tym, co piszesz. Nie czytam takich artykułów, bo zazwyczaj to stek bzdur, a ktoś go piszący nie zadał sobie trudu, żeby jakiekolwiek informacje sprawdzić. Ech...

    OdpowiedzUsuń